W czwartki jest też bezpłatne Muzeum Żydów Polskich na ul. Anielewicza. To tylko 3 przystanki ze Starówki. Oczywiście pojechaliśmy tam... I w strugach deszczu doszliśmy do gmachu. Który ma akurat remontowaną szklaną elewację budynku.
Tam oczywiście byliśmy przeswietleni dokładnie i sprawdzeni wykrywaczem. Tylko najmłodszy w swoim wózku głębokim nie przejeżdżał przez bramki i pan go nie prześwietlał tą różdżką swoją.
O dziwo zadania okazały się dosyć proste i nie mieliśmy większych problemów z ich rozwiązaniem. Bardzo to miłe. Był problem z wejściem na galerie, bo wózkiem po schodach nie za bardzo się da, a windy nikt nie obsługiwał.
Oczywiście standardowo siedliśmy w tramwaju i udaliśmy się w podróż sentymentalną.
Były też grane budki telefoniczne.
Ale co najważniejsze - Przedostatni w końcu mógł bezkarnie usiąść w muzeum na tronie!
Sporo czasu spędziliśmy też na Dworcu kolejowym (bo w Polsce koleje były zakładane przez Żydów Polskich). Tam frajdą okazały się kasy biletowe i bilety które można było sobie wziąć oraz postawić na nich pieczątki. Oczywiście jedna nadgorliwa zwiedzająca robiła jakieś szopki,że za dużo ich wzięliśmy (szkoda,że nie zauważyła,że było nas tam 9 osób! A każdy z nas nie miał jednego). Żal pani dupę ściskał. Szkoda marnować energii na takie szkodniki. Widocznie pierwszy raz była w takim muzeum gdzie dla dzieci są przygotowane takie ciekawostki.
Szczerze musimy przyznać,że trochę szybko nam poszło w tym muzeum. Aż byliśmy w szoku.
Wizyta udana. A zadania wykonane!
Komentarze
Prześlij komentarz