(7) Muzeum Azji i Pacyfiku - największe rozczarowanie

 Zaplanowaną mieliśmy Biblitekę Lekarską, ale za długo nam się zeszło na Wilanowie. Tak na szybko swierdzilismy, że jedziemy do Muzeum Azji i Pacyfiku.



Autobusem 166 podjechaliśmy prawie pod sam budynek. Przeszliśmy zgodnie ze wskazówkami i weszliśmy do budynku. 

Dziś dzień bezpłatny - o jak miło. 

Na wystawie kolorowy świat innych kultur. Pełno tradycyjnych strojów i ozdób charakterystycznych dla poszczególnych krajów. Muzyka lekko drażniąca. Zwłaszcza przedostatniego panicza. Ze śmiechu się pokladaliśmy jak zaczął naśladować te dźwięki. 

Zadania dosyć trudne, ale do ogarnięcia. 

Ale obsługa tego muzeum szczycącego się tym, że jest "friendly" i "dla wszystkich" - dramatyczna. Zachowanie jednej pani dalekie było od "friendly", bo ewidentnie jej przeszkadzał nasz urwipiętek. Najwidoczniej połknęła kij od szczotki. I to żeby jeszcze zwracała uwagę na wystawie. Żeby on niszczył eksponaty, wybijał szyby w gablotach, stukał,demolował.O to to nie! Ona skarżyła się na to, że młody biega w holu! Bo na jednym końcu siedziała mama karmiąca Malucha, a na drugim pozostali. A on tak w tą i wewtę. Przyszła do mamy raz: "proszę zrobić żeby dziecko nie biegało". Nie minęło 5 minut jak przyszła drugi raz: "Jak coś się dziecku stanie to bierze pani na siebie całą odpowiedzialność" (serio? Filozoficzne odkrycie dzięki tej pani! Trzeba było odwiedzić Muzeum Azji i Pacyfiku by się dowiedzieć, że jeśli stanie się coś dziecku to najbardziej to odczuje rodzic. No do tej pory tego nie wiedzieliśmy!). Mama wyszła. A to Muzeum jest jakąś porażką. Biorą udział w miedzymuzealnej grze dla RODZIN z DZIEĆMI, a problemem są dla nich dzieci. 

Nigdy więcej! 


Komentarze