Przy tym Muzeum nasza mama wyszła z siebie i stanęła obok. Dosłownie. Bo nogi już wszystkich bolały. Najstarszy sprawdzał jak iść. I spytała go czy przez Barbakan. A on: "tak, tak". I poszliśmy... Na około przez Rynek. Dobrze, że nie doszliśmy do Zamku Królewskiego, albo do Kolumny Zygmunta. Bo burza by była gwarantowana.
W tym roku zadania w siedzibie głównej - na Koziej. Nawet fajnie oznaczony kierunek do Muzeum już od samego jej początku.
No niestety tu nie został zdany egzamin z dostępności dla wózków i schody uniemożliwiły najmłodszemu zwiedzanie. Przedostatni też został z mamą na zewnątrz... I oczywiście jej uciekł za starszymi.
Tu było ciężko. Trudno znaleźć imiona hipopotama czy psa, już nie wspominając o harcerzu. Nie znamy tej książki.
Nawet mama przyszła nam z odsieczą. Oglądaliśmy fragment kreskówki, rysowaliśmy też trochę.
A taka prawda, że gdyby nie pani z kasy, to nie udałoby się nam zrobić wszystkiego.
Dzięki niej jednak - zadanie zostało wykonane!
Komentarze
Prześlij komentarz