Po kilkuletniej przerwie 😷, w końcu nawiedziliśmy nasze ulubione muzeum.
Oczywiście trochę postaliśmy w kolejce, ale nie tak długo, bo z racji tego, że było nas duuużo, to część poszło po bilety,
A część stanęła w kolejce.
Nasi towarzysze byli pierwszy raz. Ale najmłodsza nic z tego muzeum nie pamiętała, a przedostatni chyba nie był tam też w środku w ogóle.
Najpierw zabawy w Sali Małego Powstańca. Trochę ubyło rumaków i został tylko jeden. Ale zabawa z nim była przednia.
Robiliśmy też pieczątki w Poczcie Polowej. Mieliśmy lekki problem z usłyszeniem imienia Sanitariuszki, bo dźwięk był mocno przyciszony.
Kuchnia też nie mamy pewności czy taka banalna odpowiedź.
Oczywiście jak zwykle było tam bardzo dużo osób, a z wózkiem utrudnione manewrowanie i zwiedzanie.
Ale byliśmy w drukarni, podziwialiśmy motory.
Potem weszliśmy do sali pod liberatorem i była histeria. Bo przedostatni bał się, że na niego spadnie. I nie dało się przetłumaczyć, że nic mu nie grozi.
Byliśmy też oczywiście w kanałach. Tych na dole...
I tych na górze.
Pojechaliśmy windą na taras widokowy. Gdzie było i strasznie i gorąco. A ta winda tak wolno jechała.
Poszliśmy też obejrzeć film Miasto Ruin. Najmłodsza w szoku jak strasznie Warszawa była zniszczona.
Było miło tam wrócić kolejny raz.
Oczywiście zadania wykonaliśmy!
Komentarze
Prześlij komentarz