Wczoraj udaliśmy się do Warki do Muzeum ...
Niesamowita wycieczka! Warszawiak w pociągu...
Jechaliśmy, jechaliśmy i jechaliśmy... Za oknami tylko sady i nic więcej...
Dotarliśmy w końcu do stacji Warka...
I co dalej? No normalnie szok. Prawie jak byśmy wyszli w polu. Ani drogowskazów, ani widocznego centrum miasta, ani taksówki. No totalnie nic. Prócz wielu samochodów porozstawianych wokół budynku dworca. Mama włączyła nawigację w telefonie i ruszyliśmy. Szliśmy i szliśmy podziwiając po drodze rozpadające się studzienki...
To powyższe to zdjęcie jednej z wielu. Bo jedna taka mała okrągła aż wyskoczyła.
Najpierw doszliśmy do ronda ... z jabłkami...
Ale poszliśmy dalej...
Szliśmy i szliśmy, aż w końcu ukazała nam się tablica... Uchu! Już niedaleko!
Poszliśmy po bilety...
I udaliśmy się do gmachu muzeum. A tam po kolei podziwialiśmy sale...
Piękne meble...
Panią aktorkę...
A także salę poświęconą Ignacemu Paderewskiemu...
Byliśmy też w sali w piwnicy Archeologicznej...
A potem schodami w górę...
Do biblioteki...
Z której przechodziło się do gabinetu Pana domu Pułaskiego...
Na koniec zostały nam 2 najbardziej multimedialne sale, w których nasza siostra czuła się jak w raju, bo mogła kręcić...
Dotykać ...
i przerzucać...
Podczas gdy starsze rodzeństwo rozwiązywało zadania...
Bardzo podobała nam się ściana z butelek...
I tak apropo jej - idąc do muzeum przechodzi się koło zakładu w którym robią (chyba) wina. Smród okropny.
Wszystko co dobre szybko się kończy.
Dzięki Pani w muzeum mogliśmy w miarę spokojnie przejść po salach bo zajęła się naszą najmłodszą siostrą, która zwiedzała po swojemu - a więc było jej wszędzie pełno.
W końcu wyszliśmy wyszliśmy z dworku. Była chwila relaksu na leżakach...
Tajny Kod Placówki zdobyliśmy...
I odkryliśmy skąd te jabłka na pierwszym rondzie...
Ruszyliśmy w drogę powrotną do stacji...
Pociąg miał przyjechać na niski peron!
O losie! Dobrze, że nie wzięliśmy rowerów tylko wózek...
I kilka informacji praktycznych. Pod stacją nie ma postoju taksówek, do centrum miasta trzeba przejść kawał drogi, a do samego muzeum od stacji PKP jest 2,9 km. Trochę dużo. My daliśmy radę. I całe szczęście...
Niesamowita wycieczka! Warszawiak w pociągu...
Jechaliśmy, jechaliśmy i jechaliśmy... Za oknami tylko sady i nic więcej...
Dotarliśmy w końcu do stacji Warka...
I co dalej? No normalnie szok. Prawie jak byśmy wyszli w polu. Ani drogowskazów, ani widocznego centrum miasta, ani taksówki. No totalnie nic. Prócz wielu samochodów porozstawianych wokół budynku dworca. Mama włączyła nawigację w telefonie i ruszyliśmy. Szliśmy i szliśmy podziwiając po drodze rozpadające się studzienki...
To powyższe to zdjęcie jednej z wielu. Bo jedna taka mała okrągła aż wyskoczyła.
Najpierw doszliśmy do ronda ... z jabłkami...
Ale poszliśmy dalej...
Szliśmy i szliśmy, aż w końcu ukazała nam się tablica... Uchu! Już niedaleko!
Poszliśmy po bilety...
I udaliśmy się do gmachu muzeum. A tam po kolei podziwialiśmy sale...
Piękne meble...
Panią aktorkę...
A także salę poświęconą Ignacemu Paderewskiemu...
Byliśmy też w sali w piwnicy Archeologicznej...
A potem schodami w górę...
Do biblioteki...
Z której przechodziło się do gabinetu Pana domu Pułaskiego...
Na koniec zostały nam 2 najbardziej multimedialne sale, w których nasza siostra czuła się jak w raju, bo mogła kręcić...
Dotykać ...
i przerzucać...
Podczas gdy starsze rodzeństwo rozwiązywało zadania...
Bardzo podobała nam się ściana z butelek...
I tak apropo jej - idąc do muzeum przechodzi się koło zakładu w którym robią (chyba) wina. Smród okropny.
Wszystko co dobre szybko się kończy.
Dzięki Pani w muzeum mogliśmy w miarę spokojnie przejść po salach bo zajęła się naszą najmłodszą siostrą, która zwiedzała po swojemu - a więc było jej wszędzie pełno.
W końcu wyszliśmy wyszliśmy z dworku. Była chwila relaksu na leżakach...
Tajny Kod Placówki zdobyliśmy...
I odkryliśmy skąd te jabłka na pierwszym rondzie...
Ruszyliśmy w drogę powrotną do stacji...
Pociąg miał przyjechać na niski peron!
O losie! Dobrze, że nie wzięliśmy rowerów tylko wózek...
I kilka informacji praktycznych. Pod stacją nie ma postoju taksówek, do centrum miasta trzeba przejść kawał drogi, a do samego muzeum od stacji PKP jest 2,9 km. Trochę dużo. My daliśmy radę. I całe szczęście...
Komentarze
Prześlij komentarz